Rady i wspomnienia zebrane
przez s. Genowefę od Najświętszego Oblicza
siostrę i nowicjuszkę św. Teresy od Dzieciątka
Jezus (fragmenty)
W początkach pełnienia urzędu Mistrzyni, kiedy
opowiadałyśmy jej o naszych wewnętrznych walkach,
nasza droga Siostra starała się nas uspokoić czy
to rozumowaniem, czy wykazując nam jasno, że ta
lub tamta miała rację. Ale ta metoda wywoływała
długie dyskusje, które nie osiągały zamierzonego
celu i nie przynosiły duszom korzyści. Bardzo
szybko spostrzegła się i zmieniła swe
postępowanie. Zamiast starać się o to, byśmy
uniknęły walki usuwając jej przyczynę, stawiała
nas z nią oko w oko... Tak więc na przykład,
przychodziłam, by jej powiedzieć: Oto jest sobota,
a moja towarzyszka, mająca w tym tygodniu
obowiązek napełnienia skrzyni drzewem, nie zrobiła
tego, a przecież ja robię to w mojej kolei tak
starannie. Wtedy dążyła ona do tego, by mnie
przyzwyczaić do znoszenia sytuacji, które mnie tak
bardzo oburzały. Nie starała się rozproszyć sprzed
mych oczu tych czarnych myśli, ani o to, by
wyświetlić sprawę, ale zmuszała mnie do rozważenia
jej możliwie najdokładniej i zdawała się
przyznawać mi rację: "No, więc, przypuśćmy, że tak
jest; zgadzam się, że twoja towarzyszka popełnia
te winy, które jej przypisujesz..." Postępowała w
ten sposób, by mnie nie zniechęcać, a następnie
pracowała na tej bazie. Krok za krokiem
doprowadziła mnie do tego, że pogodziłam się z
losem, a nawet nauczyła mnie pragnąć tego, by
Siostry nie okazywały mi względów czy uprzejmości
i co więcej, bym była nawet upominana zamiast
nich, gdy one niedoskonale spełniały polecenia, by
mnie obwiniano niesłusznie za niewykonanie tego,
co nie było moim obowiązkiem. W końcu utrwaliła w
mej duszy to najdoskonalsze usposobienie. Później,
gdy zwycięstwo zostało już odniesione, opowiadała
mi o dowodach ukrytej cnoty oskarżonej przeze mnie
nowicjuszki. Wkrótce urazy ustąpiły podziwowi i
przekonaniu, że inne są lepsze ode mnie. Co
więcej, chociaż wiedziała, że ta Siostra napełniła
ową sławną skrzynię drzewem, strzegła się bardzo,
by mi o tym nie powiedzieć, bo taka wiadomość
unicestwiłaby od razu moją walkę wewnętrzną.
Postępując zgodnie ze swym planem, który chciałam
tu przedstawić, mówiła mi z prostotą: “Wiem, że
skrzynia jest już napełniona”, ale zrobiła to
dopiero wtedy, gdy byłam już doskonale
przygotowana do przyjęcia tej wiadomości. Nieraz
zostawiała nam samym niespodziankę podobnego
odkrycia i korzystała z okazji, by pokazać, że
przyczyną walki wewnętrznej była często nasza
wyobraźnia a nie rzeczywiste i rozumne powody.
*
- Chcę chętnie przyjmować uwagi, jeżeli są
słuszne - mówiłam do niej - uznaję je wtedy gdy
popełniłam błąd, ale nie mogę znieść upomnienia
jeśli jestem w porządku. "Co do mnie -
odpowiedziała - jest całkiem inaczej. Wolę być
niesłusznie oskarżoną, bo gdy nie mam sobie nic do
wyrzucenia, ofiaruję to Bogu z radością; następnie
upokarzam się na myśl, że jestem zdolna do
zrobienia tego, o co mnie oskarżają".
*
Pewnego razu byłam zniechęcona i przypisywałam
ten stan zmęczeniu. Powiedziała wtedy do mnie:
"Kiedy nie praktykujesz cnoty, to nigdy nie
powinnaś wtedy sądzić, że dzieje się to z
przyczyny naturalnej jak: choroba, pogoda czy
zmartwienie. Ponieważ jesteś bardzo słaba w
praktykowaniu cnoty, więc winnaś znajdować w tym
powód do upokarzania się i musisz się zaliczyć do
rzędu dusz małych. Obecnie jest ci
koniecznie potrzebne nie tyle praktykowanie cnót
heroicznych co nabycie pokory. Dlatego dobrze
jest, że twoje zwycięstwa są zawsze zmieszane z
porażkami i to z rodzaju takich, o których nie
możesz myśleć z przyjemnością. Przeciwnie,
wspomnienie o nich upokarza cię, pokazując, że nie
należysz do liczby dusz wielkich. Tyle jest na
ziemi dusz, które nigdy nie cieszą się uznaniem
otoczenia, a to nie dopuszcza im myśleć, że same
posiadają cnotę, którą podziwiają u innych".
*
"Jeżeli uważają cię za pozbawioną cnoty, nic ci
przez to nie ujmują i nie czynią uboższą, to oni
sami tracą radość wewnętrzną, bo nie ma nic
bardziej słodkiego jak myśleć dobrze o naszym
bliźnim. Tym gorzej dla tych, którzy sądzą cię
krzywdząco, a tym lepiej dla ciebie, jeśli się
upokarzasz dla miłości Bożej". - Och! kiedy myślę
o tym wszystkim co muszę jeszcze zyskać -
powiedziałam do niej. "Powiedz raczej:
stracić!... W miarę jak pozbędziesz się
swych niedoskonałości, Jezus napełni twą duszę
swymi wspaniałościami".
*
"Aż do czternastego roku życia - zwierzyła się
mi - praktykowałam cnotę nie odczuwając z tego
żadnej pociechy, nie zbierając owoców: moja dusza
była jak drzewo, którego kwiaty opadają w miarę
tego jak się rozwijają. Złóż Panu Bogu ofiarę z
tego, że nigdy nie będziesz zbierać owoców, to
znaczy, że całe życie będziesz czuła wstręt do
cierpienia, do upokorzenia, że będziesz widziała
wszystkie owoce twych drobnych pragnień i twej
dobrej woli spadające bezużytecznie na ziemię. Pan
sprawi, że w chwili twej śmierci, w mgnieniu oka,
na drzewie twej duszy dojrzeją piękne owoce".
Siostra Teresa od Dz. Jezus była wysoka, miała
162 cm wzrostu, podczas gdy Matka Agnieszka od
Jezusa była dużo niższa. Powiedziałam do niej
jednego dnia: - Gdybyś mogła wybierać, to co byś
wolała, być wysoką czy małą? Odpowiedziała bez
wahania: "Wolałabym być małą, by być małą we
wszystkim".
*
Mówiłam jej o umartwieniach Świętych, na co mi
odpowiedziała: "Zbawiciel dobrze zrobił, że nas
uprzedził, że w domu Ojca Jego jest mieszkań
wiele" (1).
Gdyby tak nie było, byłby nam powiedział... "Tak,
gdyby wszystkie dusze, powołane do doskonałości,
musiały praktykować udręczenia, aby dostać się do
Nieba, byłby nam powiedział, a my, wielkodusznie,
nałożylibyśmy je sobie. Ale On nam oznajmił, że w
Jego domu jest wiele mieszkań. Jeżeli są
one dla wielkich dusz Ojców pustyni i męczenników
pokuty, to są też i dla małych dzieci. Jest
tam dla nas miejsce zastrzeżone, jeśli będziemy
bardzo kochać Jego i naszego Ojca niebieskiego i
Ducha Miłości".
*
"Zbawiciel odpowiedział kiedyś matce synów
Zebedeuszowych: «Być po prawicy mojej, albo po
lewicy jest dla tych, którym jest to zgotowane dla
Ojca mojego» (2).
Wyobrażam sobie, że te wybrane miejsca,
odmówione wielkim świętym, męczennikom, będą
udziałem małych dzieci... Pytano ją, jakim
imieniem mamy ją wzywać, gdy będzie już w Niebie.
"Nazywajcie mnie małą Teresą",
odpowiedziała pokornie.
Kiedy ją pytałam, czy zapomina czasem o
obecności Bożej, odpowiedziała mi z wielką
prostotą: "O! nie, wiem dobrze, że nigdy nawet
trzech minut nie pozostaję bez pamięci o Bogu".
Okazałam moje zdumienie, że taka pilność może być
możliwa. "Jest rzeczą naturalną - odpowiedziała -
że myśli się o Tym, kogo się kocha!"
*
"Wdzięczność jest tym, co najbardziej przyciąga
łaski Boże; gdy dziękujemy za dobrodziejstwa, Bóg
jest wzruszony i spieszy, by dać nam dziesięć
nowych łask, a jeśli dziękujemy nadal z takim
samym wylaniem, to jakże nieobliczalne jest
pomnożenie łask! Doświadczyłam tego, spróbuj,
zobaczysz! Moja wdzięczność jest bezgraniczna za
wszystko, co mi Bóg dał, i okazuję Mu ją w
tysiączny sposób". Była ona również wdzięczna za
najmniejszą usługę, ale szczególnie za dobro
duchowe udzielane jej przez kapłanów, wobec
których miała możność zwierzenia się.
*
"Gdybym była kapłanem - mówiła - uczyłabym się
hebrajskiego i greki, aby móc czytać słowa Boga
tak, jak On raczył je wyrazić w ludzkiej
mowie".
*
Pobudzana duchem wiary okazywała księżom
wielkie uszanowanie z powodu ich kapłańskiej
godności; trudno wyobrazić sobie większą cześć niż
ta, jaką miała dla nich. W licznych wypowiedziach
w ciągu życia wyrażała żal, że nie mogła być
kapłanem. W czerwcu 1897 r. czując się bardzo
chorą, powiedziała do mnie: "Pan Bóg zabierze mnie
w wieku, w którym nie miałabym czasu, by zostać
księdzem, gdybym nim mogła była być". Zachwycała
się tym, że św. Stanisławowi Kostce przyniosła
Komunię świętą św. Barbara. "Dlaczego nie anioł? -
mówiła mi - dlaczego nie ksiądz?, ale dziewica! O!
w Niebie zobaczymy cudowne rzeczy! Myślę, że ci,
którzy za swego życia ziemskiego bardzo tego
pragnęli, będą się cieszyć w Niebie przywilejami
kapłaństwa".
*
"Jakaż to tajemnica! Naszymi małymi aktami
cnoty, naszą miłością bliźniego praktykowaną w
cieniu, nawracamy dusze, które są daleko od
nas... pomagamy misjonarzom... a nawet, w ostatnim
dniu, być może, powiedzą nam, że budowałyśmy
materialne mieszkania Jezusowi i
przygotowywałyśmy Jego drogi..."
*
Jeżeli która z Sióstr trwała w swym smutku i
niezadowoleniu, okazywała się względem niej
najbardziej miłą, przewidującą i łagodną, aby
współczuciem w jej cierpieniu uspokoić podniecone
serce. Dobroć jej okazywała się w tym, że z
ogromną troskliwością i tkliwością przyjmowała te
Siostry, które były dla niej powodem przykrości.
Rację takiego postępowania wytłumaczyła mi pewnego
dnia w ten sposób: "Och! jakże Pan Bóg jest
miłosierny dla dusz niedoskonałych. Nawet przyroda
świadczy o tym. Przypatrz się zielonemu groszkowi,
który rozpuszcza się w ustach, a który składa się
tylko z cukru. Jego skórka jest bardzo cienka, a
mimo to znosi on żar słoneczny i chłód nocny,
które są jego udziałem. Jest on symbolem dusz
doskonałych. Przeciwnie, wielkie ziarna bobu,
które symbolizują dusze niedoskonałe, całe są
otoczone futrzaną osłoną, dobrze je
zabezpieczającą. Należy więc postępować tak jak
Pan Bóg i nad duszami niedoskonałymi należy
roztaczać całą naszą delikatność i
uprzejmość".
*
Kiedy jej się zdawało, że jestem zbytnio sobą
zajęta, powiedziała mi: "Zamykać się w sobie, to
wyjaławiać swą duszę! Trzeba wtedy szybko zabrać
się do pełnienia uczynków miłości bliźniego".
"Niekiedy - mówiła - człowiek czuje się tak źle ze
sobą samym, w swym wnętrzu; powinien wtedy
natychmiast wyjść z zajmowania się sobą. Pan Bóg
nie nakłada nam wcale obowiązku pozostawania w
swoim własnym towarzystwie. Przeciwnie! Pozwala
często, byśmy byli sobie niemili po to, żebyśmy
opuścili siebie samych. W tym wypadku widzę tylko
jeden środek, opuścić siebie i pójść odwiedzić
Jezusa i Maryję przez pełnienie uczynków miłości
bliźniego".
*
"Nie trzeba nigdy szukać siebie samego, bo
«gdzie ktoś siebie samego szuka, tam przestaje
kochać» (3).
Dlatego pod koniec mego życia w zakonie czuję się
tak szczęśliwą jak tylko sobie można to wyobrazić,
że nigdy nie szukałam siebie. Ten, kto wyrzeka się
siebie, już tu na ziemi otrzymuje zapłatę. Pytałaś
mnie często o sposób osiągnięcia czystej miłości;
jest nim: zapomnienie o sobie samym i nie szukanie
siebie w niczym... Spacerując po ogrodzie w czasie
rekreacji, powiedziała do mnie, wskazując na jedno
z drzew owocowych: "Popatrz na te gruszki, tak
brzydkie z wyglądu. Są one obrazem Sióstr, które
ci się nie podobają. W jesieni, gdy podadzą ci je
obrane z brzydkiej skórki, zjesz je z
przyjemnością, nie myśląc nawet, żeś nimi kiedyś
pogardzała. Tak samo w dniu ostatecznym, zadziwisz
się, widząc swe Siostry, które uwolnione ze
wszystkich niedoskonałości, ukażą się jako wielkie
święte..."
*
Podczas naszej podróży do Rzymu, a miała wtedy
14 lat, przeglądając Roczniki Sióstr Misjonarek,
przerwała swoją lekturę, mówiąc do mnie: "Nie chcę
więcej tego czytać; już i tak bardzo pragnę zostać
misjonarką, do czego by więc doszło, gdybym się
jeszcze przyglądała obrazkom tego apostolatu! Chcę
być Karmelitanką!" Potem wytłumaczyła mi, dlaczego
powzięła takie postanowienie: "Oto dlatego, by
więcej cierpieć w monotonii surowego życia, a
przez to zbawić więcej dusz!"
*
W chwili straszliwych cierpień, kiedy gruźlica
obejmowała cały jej organizm i kiedy błagałyśmy
Niebo ze łzami, powiedziała: "Proszę Boga, aby
wszystkie modlitwy zanoszone w mojej intencji nie
przynosiły mi ulgi w cierpieniach, ale pomagały
zbawiać grzeszników". Słyszę ją jeszcze jak
mówiła: "Nie, nie myślałam nigdy, że można tyle
cierpieć... nigdy... nigdy! Mogę to wytłumaczyć
tylko tym, że gorąco pragnęłam zbawiać
dusze". Były to jedne z ostatnich jej słów przed
śmiercią.
*
Poproszono mnie o szpilkę, która była mi
wygodna w użyciu i żałowałam, że muszę ją dać.
Siostra Teresa od Dzieciątka Jezus powiedziała mi:
"Ach! jaka ty jesteś bogata! Nie możesz być
szczęśliwa..."
*
"Podczas rekreacji - mówiła Siostra Teresa -
więcej niż gdziekolwiek indziej znajdziesz okazję
ćwiczenia się w cnocie. Jeśli chcesz odnieść z
niej wielką korzyść, to idź na nią nie w intencji
zabawienia siebie, ale zbawienia drugich; w ten
sposób będziesz się ćwiczyła w całkowitym
oderwaniu się od siebie samej. "Na przykład:
jeżeli opowiadasz jednej z Sióstr jakąś historię,
według ciebie bardzo interesującą, a ona przerwie
ci, by opowiadać coś innego, to słuchaj jej z
zajęciem, choćby to cię wcale nie interesowało i
nie staraj się, by podjąć z powrotem swoje
opowiadanie. Postępując w ten sposób, wyjdziesz z
rekreacji z wielkim pokojem wewnętrznym i
napełniona nową mocą do ćwiczenia się w cnocie,
ponieważ nie szukałaś swego zadowolenia, ale
sprawienia przyjemności drugim. O, gdyby
wiedziano, ile się zyskuje przez wyrzeczenie
się wszystkiego...!"
*
Przeczytawszy, że niektórzy Święci oddalali się
od swych krewnych, albo zrywali z nimi stosunki,
mówiła nam, że "bardzo się cieszy, że w domu Boga
jest wiele mieszkań", dodając, iż "jej
mieszkanie nie będzie mieszkaniem wielkich
świętych, ale tych małych, którzy bardzo kochali
swoją rodzinę..." A przecież, kiedy zapytałam jej,
co ją pobudza do ewentualnego wyjazdu do Hanoi,
odpowiedziała mi: "Nie to, by być użyteczną, ale
by tam cierpieć z powodu osamotnienia
serca".
*
"Niesłusznie skarżysz się, że nie spełniasz
swej woli. Przyznaję, że nie spełniasz jej w
codziennych drobiazgach, ale czyś sobie sama nie
wybrała takiego życie? A więc spełniasz swą
wolę w niepełnieniu jej, ponieważ przychodząc
do Karmelu, wiedziałaś dobrze, na co się
decydujesz. Zapewniam cię, że ja nie zostałabym tu
ani minuty pod przymusem. Gdyby mnie kto zmuszał
do takiego życia, nie mogłabym nim żyć, ale ja
sama chcę takiego życia... Chcę tego wszystkiego,
co mi się sprzeciwia. Tak, to ja sama chcę tego,
co jest przeciwne mej woli, ponieważ głośno
oświadczyłam w dniu mej Profesji: «chcę być
karmelitanką z mego upodobania i wolnej woli» (4)".
*
- Żyjąc w świecie, mówiłam do niej,
entuzjazmowałam się, czułam serce pełne
żarliwości, byłam przedsiębiorcza. Dla chwały
Bożej byłam gotowa udać się na koniec świata, nie
lękałabym się dzikich zwierząt, a teraz zagasły we
mnie wszelkie żywe uczucia i nie czuję
najmniejszej odwagi do niczego... "To wszystko
wynikało z twojej młodości - odpowiedziała mi;
prawdziwa odwaga nie leży w tym chwilowym zapale,
z którym pragniemy iść na podbój dusz za cenę tych
wszystkich urojonych niebezpieczeństw, które
dodają tylko więcej uroku temu pięknemu marzeniu;
prawdziwa odwaga polega na tym, aby wtedy, gdy
serce kona, chcieć ich i równocześnie odpychać od
siebie, tak jak to przeżył nasz Zbawiciel w
Ogrodzie Oliwnym".
*
"Dusza nie jest dlatego świętą, że Bóg używa
jej jako swego narzędzia. On jest jakby artystą,
który posługuje się różnymi pędzlami. Dlaczego
bierze jeden, a inny zostawia na boku? A może ten
nie używany jest lepszy od innych. W każdym razie
fakt, że Mistrz go używa do pracy, niczego mu nie
dodaje". - A co dodaje wartości? "Uznanie tej
prawdy, nieprzypisywanie sobie czegokolwiek,
niecenienie bardziej tego lub tamtego, zwracanie
się ze wszystkim do Boga (5).
Podobnie jak malutkim, słabym i drżącym płomieniem
można rozpalić wielki pożar, tak i Pan Bóg
posługuje się czym bądź, by rozszerzyć swoje
królestwo. Najzwyklejsza książka, nawet świecka,
może do tego służyć. Nie mamy się więc czym
pysznić, kiedy jesteśmy używani jako narzędzie.
Pan Bóg nie potrzebuje nikogo".
*
"Istnieją święci, których znamy, bo są oni
bliżsi nam, ale to nie dowodzi, że oni są
największymi świętymi. Podobnie sądzimy o
gwiazdach z odległości, ale ich prawdziwą piękność
zna tylko Bóg. Niektóre z nich wydają się bardzo
malutkie, a nawet nie widzimy ich wcale, a są bez
porównania piękniejsze niż te, które nazywamy
«pierwszej wielkości»".
"Nic nas nie upewnia, że święci kanonizowani są
istotnie największymi świętymi. Bóg ich wynosi dla
swej chwały i naszego zbudowania raczej niż dla
nich samych. Czytałam kiedyś, że miłość, jaką mają
święci jeden dla drugiego w wieczności, nie mierzy
się ich wielkością i wywyższeniem w chwale, ale
wzajemną sympatią. Będziemy mogli kochać dusze
najmniejsze większym uczuciem niźli niejedną z
dusz wzniosłych'. Ta myśl zawsze mnie
zachwycała".
12 lipca
Jedna z Sióstr powiedziała do niej, że przed
śmiercią może mieć godzinę trwogi, by odpokutować
za grzechy. "Bać się śmierci, by tym zadośćuczynić
za me grzechy? to nie miałoby więcej mocy, by mnie
oczyścić, niż błotnista woda! Ale jeśliby przyszła
na mnie taka godzina trwogi, to ofiaruję ją za
grzeszników i tak będzie ona aktem miłości
bliźniego. To cierpienie stanie się dla innych
lepsze niż woda. Mnie oczyszcza tylko jedna
rzecz, to znaczy ogień Miłości Bożej".
24 sierpnia
Miała bardzo silną duszność, i by pomóc sobie w
oddychaniu powtarzała: "Cierpię, cierpię" ale
wkrótce zaczęła to sobie wyrzucać, że się skarży i
powiedziała mi: "Kiedy powiem cierpię, ty
odpowiedz: tym lepiej! Ja nie mam siły na
to, ale ty wyrazisz moją myśl!" Musiałam ją
posłuchać, ale ile mnie to kosztowało... Wyznaję,
że nie robiłam tego często!
25 września
Mówiłam do niej: Będziesz spoglądać na nas z
Nieba, prawda? Odpowiedziała mi spontanicznie:
"Nie! będę zstępować!"
*
W jednym z ostatnich dni życia, w chwili
wielkiego cierpienia prosiła mnie: "O! moja
Siostro Genowefo, módl się za mnie do Najśw.
Panny. Ja modliłabym się za ciebie tak bardzo,
gdybyś ty była chora. Sama za siebie nie mam
odwagi modlić się". I jeszcze westchnęła: "O!
jakże trzeba modlić się za umierających! Gdyby o
tym wiedziano!"
* * *
(1) J 14, 2. (2) Mt 20, 23; Mk 10, 40. (3) O naśladowaniu Chrystusa,
ks. III, r. 5, 7. (4) Odpowiedź
przed złożeniem profesji według dawnego
ceremoniału. (5) O
naśladowaniu Chrystusa: "Przeto nie powinieneś
przypisywać sobie nic dobrego, ani też cnoty
komukolwiek z ludzi; lecz wszystko odnieś do Boga,
bez którego człowiek nie ma nic dobrego" (ks. III,
r. 9,
2). |